Decyzja

Kiedy 14 sierpnia 1944r. Dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski „Bór” apelował do oddziałów partyzanckich o marsz na pomoc walczącej Warszawie odpowiedzieli także partyzanci z krakowskiego – Samodzielny Batalion Partyzancki „Skała”.

Jan Pańczakiewicz „Skała”

     Marsz chciał zrealizować mjr Jan Pańczakiewicz „Skała” dowodzący batalionem liczącym wtedy około 500 żołnierzy. Na przeszkodzie jednak stanęły dwie sprawy – pierwsza to brak oczekiwanego zrzutu broni dla oddziału, a druga to wyraźny rozkaz dowódcy Grupy Operacyjnej „Kraków”, dowodzonej przez pułkownika Edwarda Godlewskiego „Garda”. Jednostka formalnie wchodziła w jej skład i zgodnie z planami miała utrzymać kluczowe pozycje w okolicach Miechowa.
     Sytuacja zmieniła się 30 sierpnia: Niemcy, zagrożeni działalnością batalionu w rejonie ważnej szosy Kraków – Warszawa, przystąpili do kontrakcji. Partyzancki patrol został w Sadkach ostrzelany z broni maszynowej, tracąc trzech ludzi. Trzech kolejnych zginęło zaskoczonych w innym rejonie, było kilku rannych. Wobec tego major Pańczakiewicz zdecydował się na przerwanie okrążenia natarciem w kierunku Lasów Sancygniowskich. Udało mu się to i batalion bezpiecznie dotarł w rejon wsi Wodacz, leżącej w kompleksie lasów Książ Wielki.
     Namawiany przez ppor. Zygmunta Kmitę „Piotra”, dowódcę patrolu Biura Informacji i Propagandy batalionu, dowódca jednostki ponownie zwrócił się z prośbą o zgodę na wymarsz. Uzyskał ją od pułkownika Edwarda Godlewskiego „Garda” podczas odprawy w dniu 2 września 1944r.

Przygotowania

Wyprawa była niezwykle ryzykowna bowiem batalion nie był w pełni uzbrojony, a ponadto trasa marszu miała być prowadzona przez zupełnie nieznane partyzantom tereny. Niezbędna była reorganizacja oddziału.

     Na miejscu obecnego postoju, wieś Wodacz, pozostawiono punkty sanitarne, służby łączności oraz starszych wiekiem oficerów. Już wcześniej do odtworzonej w Inspektoracie Miechów 106 Dywizji Piechoty przekazano ok. 30 żołnierzy. Teraz urlopowano dodatkowych 40 i ostatecznie w jednostce pozostało ok. 450 żołnierzy. Mimo redukcji stanów osobowych część żołnierzy jednostki w dalszym ciągu było nieuzbrojonych. Zmniejszono także liczbę taborów, tak że w podróż oddział wyruszył z dziewięcioma wozami.
     Dowódca batalionu wybrał trasę na północny – zachód, która, choć dłuższa od innych, to jednak była znacznie bezpieczniejsza, jako że biegła poza budowaną przez Niemców wzdłuż Nidy i Pilicy linią okopów.

Marsz do Warszawy

Wieczorem 3 września batalion wyruszył ku Warszawie już pierwszej nocy wkraczając na teren Okręgu Kielce. Działania jednostki zostaną odtąd przedstawione w sposób szczegółowy.

Noc z 3 na 4 września

     Podczas przekraczania linii kolejowej Kraków – Warszawa partyzantów postawiono w stan pełnej gotowości bojowej, jako że w Tunelu oraz Kozłowie znajdował się liczący 400 ludzi garnizon ochrony kolei. Nie zareagował on jednak na przemarsz oddziału. Batalion poprzez Kowalów, Klimontów oraz Mstyczów dotarł rano 4 września do Lasów Krzelowskich, gdzie zatrzymał się na wypoczynek w rejonie folwarku Wojciechów. 

     Podczas przemarszu mjr „Skała” postanowił zdezorientować Niemców co do liczebności zgrupowania. Koło Jeżowa pozostawił on 1 kompanię „Błyskawica” wraz z 4 wozami i kazał jej krążyć przez kilka godzin w okolicy Klimontowa. Podstęp ten udał się w zupełności, gdyż według meldunków miejscowych konfidentów oddział miał liczyć aż 15 tys. partyzantów i Niemcy, sądząc że mają przed sobą ogromne siły, nie podejmowali z nimi walki.

4-5 września

Plan wydarzeń pod Mstyczowem

     Postój miał trwać tylko jeden dzień, ale meldunki siatki terenowej wpłynęły na zmianę planów. Oto bowiem w Mstyczowie (niektóre relacje błędnie podają, że Niemcy w Krzelowie) kwaterował sztab niemieckiej dywizji rezerwowej wraz z nieliczną jednostką osłony. Według miejscowego leśniczego dowództwo jednostki postanowiło urządzić polowanie w lesie. Po namowach miejscowych konspiratorów mjr „Skała” postanowił urządzić na nich zasadzkę, a następnie wymienić jeńców na poprzednio aresztowanych miejscowych żołnierzy przetrzymywanych w Miechowie.
     Batalion ulokowano w południowej części lasu, a do przeprowadzenia akcji przeznaczono, liczący 25 żołnierzy oddział, złożony z ochotników z 2 i 3 kompanii. Dowodził nim por. Aleksander Migał „Szczerba”. O zmroku zajęto stanowiska przy niedużym wąwozie między Mstyczowem, a Karczowicami. Niestety do świtu Niemcy nie pojawili się. Dowodzący akcją por. „Szczerba” nakazał powrót do kwatery batalionu.

     W czasie marszu partyzanci przypadkowo natknęli się na furmankę wiozącą siedmiu lotników niemieckich. W trakcie strzelaniny zginęło dwóch Niemców (dwóch dalszych było zabitych na wozie którym Niemcy wycofali się z miejsca walki – niektóre relacje mówią, że jeden). Rannych zostało także dwóch lotników. Partyzanci wyszli z walki bez żadnych strat zdobywając karabin i pistolet maszynowy. Akcja ta postawiła w stan pogotowia miejscowe jednostki Wehrmachtu, które koncentrowały się we wsiach Jasieniec i Węgrzynów, ale ostatecznie nie podjęły akcji. Batalion po potyczce z lotnikami także wystawił ubezpieczenia na skraju lasu, ale szczęśliwie oddział bez podejmowania walki dotrwał do zmroku.

Noc 5/6 września

     Wieczorem batalion wyruszył w dalszą drogę. Kierował się na północ i poprzez miejscowości Raszków, Sprowę, Wywła, Przybyszów oraz Tarnawę Górną dotarł na nowe miejsce postoju w folwarku Zagórze (Zagórcze) koło Krzepina na terenie Placówki Radków Obwód Włoszczowa.

6-8 września

Czesław Ciepiela "Karp", dowódca zwiadu konnego batalionu

     W folwarku Zagórze zarządzono dłuższy postój i nawiązano kontakt z miejscowymi strukturami. Dowódca batalionu podjął decyzję o pozostawieniu ok. 25 partyzantów (niektóre relacje podają, że było to 30 żołnierzy), którym otarte nogi i inne dolegliwości nie pozwalały na kontynuowanie marszu. Stan batalionu zmniejszył się więc do ok. 420 żołnierzy.
     Część materiałów podaje, że żołnierzy przekazano do 4 kompanii II batalionu 74pp dowodzonej przez por. Eugeniusza Smarzyńskiego „Malinowski”. Nie zgadza się to z prawdą. Do kompanii przeszli żołnierze batalionu „Skała”, ale w późniejszym okresie (będzie o tym jeszcze mowa). Podczas postoju żołnierzy przekazano prawdopodobnie pod opiekę struktur terenowych AK. W relacjach fakty te zlały się jednak w całość i stąd pomyłka.
     Dość długi odpoczynek pozwolił na uzupełnienie zapasów żywności, umycie się, ogolenie oraz podreperowanie ubrań i butów. Znalazł się także czas na wesołe chwile, m. in. kilku partyzantów bawiło swych kolegów i koleżanki żartami oraz kabaretami, a wszyscy śpiewali partyzanckie piosenki.

Noc 8/9 września

     Wieczorem 8 września 1944 r. batalion wyruszył w dalszą drogę i dotarł w lasy w rejonie wsi Drużykowa. Tam zatrzymano się na nocleg i rozpoznano przeprawę przez Pilicę.

Noc 9/10 września

     Przejście przez Pilicę zaplanowano przez most w rejonie tzw. Suchego Młyna koło Przyłęku którego strzegła niemiecka placówka. Na widok tak licznego zgrupowania polskich partyzantów Niemcy natychmiast uciekli, pozostawiając cały ekwipunek, umundurowanie oraz 6 karabinów. 

     Batalion tej samej nocy odskoczył jak najdalej docierając na nocleg do miejscowości Biała Wielka na terenie Placówki Lelów Obwód Włoszczowa.

Nocy 10/11 września

     Batalion przez Mełchów ruszył do lasów Złotego Potoku i nad ranem rozbił obóz w rejonie tzw. Kaczych Błot koło Teodorowa na terenie Obwodu Częstochowa.

Sytuacja 11 września

Według meldunków w pobliżu miejsca postoju oddziału nie znajdowały się żadne poważne siły wroga, dlatego mjr „Skała” postanowił dać wytchnienie zmęczonym partyzantom.

     O godzinie 9 odbyła się odprawa oficerów gdzie omówiono sytuację batalionu. Godzinę później „Skała” udał się do odległej o ok. 4 km gajówki (prawdopodobnie chodzi o gajówkę Sygontka), gdzie miał się spotkać z dowódcą 7 Dywizji Piechoty AK Karolem Gwido Kawińskim „Czesław”. Na czas swojej nieobecności dowództwo przekazał dowodzącemu 1 kompanią kpt. Mieczysławowi Cieślikowi „Koral”, który jednak z powodu złego stanu zdrowia swe uprawnienia przelał na cichociemnego kpt. Ryszarda Nuszkiewicza „Powolnego”, który dowodził 2 kompanią.
     Dowódca batalionu w drogę wyruszył bryczką razem ze swoim adiutantem (porucznik cichociemny Henryk Januszkiewicz „Spokojny”), dowódcą patrolu BIP (ppor. Zygmunt Kmita „Piotr”) oraz łącznikiem terenówki. Osłaniani byli przez partyzantów ze zwiadu konnego: Franciszka Piaskowika „Lwa”, Feliksa Skrochowskiego „Sulimę” oraz Jana Kałuckiego „Zająca”.

Zwiad konny batalionu "Skała"

     Po dotarciu do ubezpieczenia zostali poinformowani o ruchach nieznanych jednostek na trasie przewidywanej jazdy, ale mimo to dowódca podjął decyzję o dalszej jeździe. Gdy jadący przodem kawalerzyści dotarli do skraju lasu z prawej strony, w odległości ok. 150m, ukazał się jakiś oddział (część relacji podaje, że byli oni w polskich mundurach). „Skała” nakazał zatrzymanie bryczki i zajęcie stanowisk w przydrożnym rowie. W tym momencie zostali ostrzelani przez nieznany oddział, którym jak się okazało był patrol własowców. „Skała” i „Spokojny” zaczęli się wycofywać w kierunku lasu osłaniani ogniem konnych. Ppor. „Piotr” wycofywał się osobno przez niezarośnięte pola gdzie dosięgła go śmiertelna kula. Własowcy postrzelili także konia pod „Lwem”, ale mimo to nadal osłaniał on odwrót dowódcy, aż i jego trafił śmiertelny postrzał.
     W potyczce zginęło więc dwóch żołnierzy (pozostałym udało się wycofać), ale walka miała inną jeszcze konsekwencję. Zdekonspirowała ona bowiem pobyt batalionu w lasach Złotopotockich, na które to właśnie 11 września 1944 r. Niemcy zaplanowali zakrojoną na bardzo szeroką skalę akcję przeciwpartyzancką. Pierwszy jej etap właśnie się rozpoczynał, a brało w niej udział ok. 4,5 tys. żołnierzy, a była ona reakcję na przeprowadzone w ostatnich dniach akcje II batalionu 27pp (7 września zajęcie Janowa: rekwizycja stajni i obór, całej administracji oraz 9 września wysadzenie i zniszczenie kilkudziesięciu metrów toru kolejowego pod Staropolem). Efektem potyczki było dodatkowo odcięcie „Skały” i „Spokojnego” od batalionu (do ich historii jeszcze powrócimy).

Usytuowanie przed walką

Tak więc nieświadom niczego batalion wszedł na teren niemieckiej obławy i znalazł się w obszarze otaczanym przez siły niemieckie.

Plan bitwy pod Złotym Potokiem

     Warunki terenowe w okolicach postoju batalionu przedstawiały się następująco:
- na północy, na skraju lasu, w którym oddział kwaterował, przebiegała linia kolejowa Koniecpol – Częstochowa (pomiędzy lasem a torami znajdowały się mokradła, zaś za torem był lasek i dalej przestrzeń otwarta),
- od zachodu przebiegała szosa Janów – Przyrów;
- od południa las zamykała szosa Janów – Lelów;
- na wschodzie z kolei znajdowała się szosa Lelów – Koniecpol.
     Poszczególne kompanie batalionu zajmowały stanowiska w następujących rejonach:
- 1 kompania „Huragan”, oparta na kadrach Oddziału Partyzanckiego „Huragan” na południowy – zachód od kwatery batalionu, z kierunkiem na skrzyżowanie dróg Janów – Przyrów i Janów – Lelów;
- 2 kompania „Błyskawica”, oparta na żołnierzach Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica”, - po stronie zachodniej, w okolicach mokradeł;
- 3 kompania „Grom – Skok”, złożona głównie z żołnierzy Oddziałów Partyzanckich „Grom” i „Skok”,– na południowy – wschód od miejsca postoju oddziału, w rejonie wsi Kacze Błota;
- w odwodzie pozostawał specjalny pluton minersko-dywersyjny pod dowództwem ppor. Zygmunta Kaweckiego „Mars” oraz zwiad konny ppor. Czesława Ciepieli „Karp”.

     Plan niemiecki przewidywał zmasowane uderzenie trzema kolumnami: zachodnia miała się posuwać od strony szosy Janów – Przyrów, południowo – zachodnia z rejonu Janowa, a południowa z Bystrzanowic. Oprócz tego od strony wschodniej w okolicach wsi Konstantynów stanowiska zajęły dwie konne sotnie kozaków z ROA (Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej – własowców). Zadaniem oddziałów niemieckich było uderzenie na pozycje partyzantów oraz zepchnięcie ich na północ w kierunku bagien, a gdyby ten plan się nie powiódł, to ostatecznego rozbicia miała dokonać rosyjska kawaleria.

Bitwa

11 września, około południa, rozpoczęła się walka, która ostatecznie trwała siedem godzin. Niemcom nie udało się rozbić oddziału, ale zostało to okupione dużymi stratami.

Mieczysław Cieślik "Koral", dowódca 1 kompanii

     Pierwsze uderzenie poszło na partyzantów z 1 kompanii „Huragan”, którzy zajmowali prowizoryczne stanowiska w lesie. Oto jak pierwsze starcie wspomina Włodzimierz Rozmus „Buńko”: „Jak na dłoni widać było atakujących szeroką tyralierą hitlerowskich żołdaków. Byli świetnie uzbrojeni. Co piąty posiadał karabin maszynowy typu MG – 42 lub MG – 34. Idąc strzelali na oślep długimi seriami. Z początku na strzały nie odpowiadamy. Trzeba poczekać aż wróg podejdzie bliżej, aby strzały były jak najbardziej skuteczne. Kiedy Niemcy podeszli zupełnie blisko, otworzyliśmy huraganowy ogień. Widać było jak kilku szwabów wywracając się pada na ziemię. Jednak i u nas są straty”. 

     Zostaje zabitych dwóch celowniczych: „Jastrząb” i „Mrówka”. Padają „Orlik II”, „Odrowąż”, „Wilk II” i „Jankiel”. Rannych: Kazimierza Zapióra „Żaba”, Czesława Błaszczyka „Wir” i Józefa Donatowicza „Lis” do tyłu wyprowadza sanitariuszka Klementyna Zienkiewicz „Fiołek”.
     Niemiecki napór jest jednak tak silny, że oddział musi się wycofać na nową linię obrony. Wycofujących się kolegów osłania ogniem rkm Jan Fiszer „Łęczyc”. Umożliwia im zmianę pozycji, ale ostatecznie to jego dosięgają wrogie kule. Karabin maszynowy przejmuje pozostający z nim kpr. Stefan Hojda „Śruba”, dowódca 1 drużyny III plutonu, i strzelając seriami wycofuje się do stanowisk baonu.
     Niemcy podczas walki z 1 kompanią ponieśli jednak znaczne straty i zaprzestali chwilowo ataku na tym kierunku. Zamiast tego rozpoczęli natarcie na pozycje 3 kompanii, które znajdowały się w rejonie Kaczych Błot. Partyzanci także na tym odcinku przywitali niemieckie tyraliery silnym ogniem. Szczególnie skutecznie strzelały lkm-y Tadeusza Janiaka „Kropki” oraz Leonarda Wroderskiego „Szydły”. Także na tym odcinku padali jednak partyzanci. Zginął trafiony w szyję Ryszard Wańkowski „Tatar”, a ciężkie rany odnieśli Adolf Tatarczuch „Czarny” i plutonowy NN „Bugaj” (wcześniej zdołał zastrzelić czterech Niemców). Walka na tym odcinku trwała do godz. 15-tej, kiedy do kompanii dociera łącznik od dowodzącego batalionem w zastępstwie „Skały” kpt. „Powolnego” który wydał rozkaz wycofania się do tyłu na nowe pozycje obronne.
     Tymczasem na odcinku 2 kompanii „Błyskawica” jak dotąd panował spokój. „Powolny” chciał jak najszybciej wyprowadzić batalion z pułapki, lecz ani nie znał zamiarów przeciwnika, ani jego dokładnej siły. Wysłane dwa patrole pod dowództwem Jerzego Bastera „Gali” oraz Witolda Leśniaka „Wilka” zameldowały, że we wsi Konstantynów znajdują się 2 sotnie Kozaków oraz że na zachód, tam gdzie były mokradła, jest sucho, co umożliwia przeprawę. Na wieść o tym „Powolny” postanowił przedzierać się właśnie w tamtym kierunku. „Powolny” wydał odpowiednie rozkazy. Ppor. Zbigniew Waruszyński „Dewajtis” (dowódca I plutonu 2 kompanii) miał zebrać wszystkich nieuzbrojonych partyzantów i zorganizować z nich transport rannych. Szef 2 kompanii sierż. Józef Borkowski „Kruk” miał zabrać z taborów amunicję, sprzęt oraz dokumenty.

Ryszard Nuszkiewicz "Powolny", dowódca 2 kompanii

     W tym czasie sowieci walczący w batalionie: „Antipow”, „Fiedor”, „Mikołaj” oraz ”Iwan” (część relacji podaje, że w wypadzie wzięli udział jedynie trzej pierwsi), udali się na koniach do obozu własowców pozorując ich sprzymierzeńców. Śmiała wyprawa zakończyła się wprowadzeniem zamieszania w szeregach niemieckich kolaborantów oraz zranieniem obsługi ckm. Kosztowało to jednak życie „Antipowa”.
     Około godziny 16.30 Niemcy przystąpili do ataku na nową linię obrony partyzanckiej. Oszczędzając amunicję partyzanci nie otwierali ognia i pozwolili podejść napastnikom na bliską odległość. W pewnym momencie z zarośli wyskoczył jeden z Niemców i, jak relacjonuje „Powolny”:
- Wo sind eure Offiziere? – krzyknął i zamierzył się z peemu w kierunku cekaemu i moim.
- Ognia! – krzyknąłem do „Robinsona”.
Niemiec zrobił to jednak szybciej i uskoczył wprawnie w krzaki. Długa seria rozryła ziemię tuż przed moimi stopami i przy cekaemie.
- Jestem ranny w ramię – zameldował cicho „Wrona” opuszczając stanowisko pierwszego amunicyjnego.
Położyłem się na stanowisku celowniczego.
- „Robinson”, trzymaj taśmę! – rozkazałem.
Sprawdziłem i opuściłem celownik, bo odległość do Niemców nie wynosiła więcej niż 50 m. Przyłożyłem wygodnie kolbę do ramienia i nacisnąłem spust. […].
Strzelałem zapamiętale ogniem poszerzonym i pogłębionym obejmując jego zasięgiem zarośla, z których nieprzyjaciel zamierzał uderzyć.
- Poszła już skrzynka amunicji! – zameldował „Robinson”.
- Dawaj drugą! – rozkazałem.
Nastała zupełna cisza. Z krzaków nikt już nie wyskakiwał i nie krzyczał”.

Wyjście z okrążenia

Odparcie Niemieckiego ataku dało partyzantom chwilowy spokój. W tym czasie „Dewajtis” i „Kruk” zameldowali wykonanie wcześniejszych rozkazów. W tej sytuacji „Powolny” zarządził wycofanie się w stronę mokradeł i torów kolejowych. 

Maksymilian Klinicki "Wierzba", dowódca 3 kompanii

     Kolumnę marszową ustawiono w następujący sposób. Prawą stronę, czyli tą, z której mogli zaatakować Kozacy stacjonujący w Konstantynowie, ubezpieczała 2 kompania „Błyskawica”, lewą stronę 3 kompania „Grom – Skok”, zaś w środku mieli iść ranni, nieuzbrojeni oraz mocno wyczerpana walkami 1 kompania „Huragan”. Ustawienie to było celowe bowiem ataku najbardziej obawiano się z kierunku Konstantynowa (sotnie własowców) i tam właśnie maszerowała nie biorąca dotychczas udziału w walce 2 kompania.
     Po wyjściu z lasu do przejścia pozostała otwarta przestrzeń z torami kolejowymi za którymi znajdował się mały lasek, który był celem pierwszego etapu odskoku. Kiedy batalion znalazł się na otwartej przestrzeni na torze pojawił się niemiecki pociąg wojskowy, jadący od strony Koniecpola. Ubezpieczały go dwie platformy wyposażone w karabiny maszynowe i działka. Batalion zaległ w oczekiwaniu, ale na szczęście pociąg zatrzymał się dopiero o 400 metrów dalej, na wysokości wsi Staropole.
     Tą szansę wykorzystuje oddział, który pospiesznym marszem przeskakuje tory i dociera do lasku, który jest pierwszym etapem odskoku. „Powolny” zdając sobie sprawę z grożącego, w dalszym ciągu, zagrożenia rozstawia ubezpieczenia dając żołnierzom trochę czasu na odpoczynek.
     Świadomość ciągłego zagrożenia zarówno ze strony Niemców znajdujących się w pociągu, jak i dwóch sotni kozackich, nakazały „Powolnemu” szybkie wyruszenie w dalszą drogę. Batalion dociera najpierw do wsi Wiercica (część relacji podaje, że pozostawiono tam rannych).
     Po przebyciu pół kilometra oddział zbliżył się do ostatniej już przeszkody, którą była szosa Janów – Przyrów. „Powolny” ubezpieczył karabinami maszynowymi oba kierunki szosy i wykorzystując chwilowy na niej bezruch, baon przeskoczył ją i zagłębił się w tutejsze lasy, odległe od niedawnego pola walki o około 12 km. Stacjonowała tam 4 kompania II baonu 27 pp 7 DP AK pod dowództwem ppor. Jerzego Kurpińskiego „Ponurego”. Dopiero tutaj nastąpiło całkowite odprężenie i do wszystkich dotarło, że oddział wydostał się z matni. Wysokopienny las z gęstym poszyciem oraz sąsiedztwo oddziałów „Ponurego dawało pewne poczucie bezpieczeństwa choć dowódcy zdawali sobie sprawę, że zagrożony teren należy opuścić.

Podsumowanie bitwy

Bitwa pod Złotym Potokiem była największą, jaką przyszło stoczyć Batalionowi ”Skała”, zarówno pod względem liczby żołnierzy biorącej w niej udział, jak i ofiar. Oddział stracił łącznie 12 zabitych, 5 rannych i jednego zaginionego.

Polegli:
-Czarnota Andrzej „Jastrząb”
-Czarnota Michał „Mrówka”,
-Fiszer Jan „Łęczyc”,
-Kmita Zygmunt „Piotr”
-NN „Antipow”,
-NN „Bugaj”,
-NN „Orlik”,
-Pasikowski Franciszek „Lew”,
-Wańkowski Ryszard „Tatar”
-Wilczyński Adam „Wilk”,
-Zarębowicz „Odrowąż”,
-Zdebski Julian „Jankiel”.

 


Zaginął bez wieści: NN „Wicher”.

 


Ranni:
-Błaszczyk Wiesław „Wir”,
-Donatowicz Józef „Lis”,
-Leżeński Józef „Wrona”,
-Tatarczuch Adolf „Czarny”,
-Zapiór Kazimierz „Żaba”.
     Batalion utracił także wszystkie wozy taborowe i ciężką broń, a co najgorsze miał bardzo mało amunicji. W tym przypadku sytuację uratowała kompania „Ponurego”, która przekazała, oddziałowi ponad 2 tysiące sztuk amunicji.
Straty niemieckie podczas bitwy wyniosły 68 zabitych i około 120 rannych.

12 września – co dalej?

Prawdopodobnie cały dzień 12 września batalion spędził wspólnie z kompanią „Ponurego”. Porządkowano sprawy organizacyjne oraz dzięki współpracy miejscowej siatki terenowej AK umieszczano rannych na melinach.

     Prawdopodobnie to właśnie na tym postoju partyzanci podjęli decyzję o rezygnacji z marszu ku Warszawie i powrocie w rejon Krakowa. Nie bez znaczenia był zapewne fakt braku amunicji oraz informacje przekazane przez ppor. Jerzego Kurpińskiego „Ponury” (brał udział w akcji Zemsta i wiedział, że kwestia przedarcia się do Warszawy jest bardzo trudna).
Z racji, że batalion nie posiadał map, do nawiązywania kontaktów z organizacjami terenowymi AK, zdobywania żywności oraz uzyskiwania przewodników został wytypowany ppor. Zygmunt Kawecki „Mars”.
     Decyzja o pozostaniu na dotychczasowym miejscu związana była jeszcze z jedną sprawą: nikt w oddziale nie wiedział o losach dowódcy jednostki oraz dwóch drużynach, które odłączyły się od batalionu podczas wychodzenia z okrążenia.

W oderwaniu

Odchodząc na chwilę od historii batalionu prześledźmy losy zaginionych oficerów oraz dwóch drużyn, które odłączyły się od głównych sił.

     Jak pamiętamy dowódca batalionu major Jan Pańczakiewicz „Skała” wraz ze swoim adiutantem (porucznik cichociemny Henryk Januszkiewicz „Spokojny”) wycofali się z porannej potyczki z własowcami. Nie udało im się przed bitwą powrócić do batalionu. Wiadomość o walce przekazana została zapewne przez ułanów towarzyszących dowódcy, ale nie jesteśmy w stanie określić, czy wiedzieli oni że oficerowie żyją.
     „Skała” i „Spokojny” po potyczce nie mogli już powrócić do batalionu bowiem zostali odcięci przez siły niemieckie rozpoczynające obławę. Prawdopodobnie przesuwali się w kierunku leśniczówki w której mieli spotkać się z dowódcą 7 Dywizji Piechoty, ale ze względu na obecność Niemców i do tego spotkania nie doszło. Wieczorem 11 września oficerowie znajdowali się w okolicy stacji kolejowej Złoty Potok i widzieli załadunek rannych Niemców na pociąg sanitarny.
     Także następnego dnia nie udało im się natrafić na ślad batalionu. Dopiero wieczorem trafili do miejsca postoju kompanii ppor. „Ponurego”. W tym czasie główne siły batalionu opuściły już jednak ten kompleks leśny. Przy oddziale „Ponurego” znajdowały się natomiast dwie drużyny batalionu, które odłączyły od głównych sił podczas wychodzenia i okrążenia.
     „Skała” i „Spokojny” zabierając wspomniane drużyny podążył śladem batalionu, ale nie dane mu było dogonić głównych sił. Dopiero 23 września grupa dowodzona przez mjr "Skałę" połączyła się z batalionem w okolicach Krakowa.

Odskok

Nocą z 12 na 13 września batalion wykonał odskok w okolice wsi Kolonia Podlesie i Ostrów Podleski (teren Placówki Lelów w Obwodzie Włoszczowa). W okolicach Mełchowa jednostka spotkała kwaterującą tam 4 kompanię II batalionu 74pp dowodzoną przez por. Eugeniusza Smarzyńskiego „Malinowski”. 

     Niektóre relacje podają, że dopiero wtedy zapadła decyzja o zaprzestaniu marszu i powrocie na swój teren. Zanim to nastąpiło przeprowadzono częściową demobilizację jednostki: 20 żołnierzy urlopowano, 30 pozostawiono bez przydziału na terenie i pod opieką struktur Obwodu Włoszczowa, a 30 wcielono do 4 kompanii II batalionu.
Z oddziału krakowskiego przeszli:
Ppor. Henryk Kościelski vel Pleciński „Poradoń”,
Kpr. pchor. Władysław Frankowski „Wilk”,
Kpr. Józef Stokłosa „Wrona”,
Kpr. NN „Nosal”,
Kpr. NN „Śpiewny”,
Kpr. Zdzisław Marenin „Żbik”,
St. strz. Konrad Nitzschke „Konar”,
St. strz. Zygmunt Cholewka „But”,
St. strz. Zbigniew Cholewka “Byk”,
St. strz. NN „Waligóra”,
St. strz. Tadeusz Barycz „Piorun”,
St. strz. Sala „Kanarek”,
St. strz. Szymon Janus vel Janosz „Sroka”,
Strz. Tadeusz Bystrzycki “Bystry”,
Strz. NN „Czarny”,
Strz. Jan Szot „Lipka”,
Strz. NN „Tygrys”,
Strz. Władysław Sala „Berlińczyk”,
Strz. January Klara „Grunwald”,
Strz. NN „Niebieski”,
Strz. NN „Leon”,
Strz. Zygmunt Kocemba „Zyga”,
Strz. Zygmunt Znamirowski „Wisła”,
Strz. NN „Kowadło”,
Strz. Jan Rodak „Monopol”,
Strz. NN „Leon”,
Strz. NN „Kowadło”,
Strz. NN „Czyż”,
Strz. NN „Sas”,
Strz. Aniela Kozłowska „Żmijka” – sanitariuszka.
Żołnierze ci pod dowództwem „Poradonia” weszli w skład I plutonu.

Powrót w krakowskie

Decyzję o wymarszu przyspieszyła informacja przekazana przez struktury AK, że siły niemieckie prowadzące dotychczas przeczesywanie lasów złotopotockich, mają działaniami objąć teraz kompleks leśny w którym przebywały oddziały.

     W nocy 13/14 września batalion wyruszył w drogę powrotną. Poprzez miejscowości Tęgoborze, Wierzbicę, Trzyciąż, Przeginię oraz Skałę 17 września dotarł do Prądnika Korzkiewskiego koło Ojcowa, gdzie partyzanci mogli wreszcie odpocząć i przygotować się do dalszej działalności zbrojnej.

Źródła

Opracowując powyższy tekst korzystaliśmy z następujących materiałów:

Bartak R.: Samodzielny Batalion Partyzancki „Skała” AK. Zarys historii i działań bojowych,
Kapczyński W., Lis J., Niedbał J.: Kryptonimy „Hetman” i „Chrobry” Armii Krajowej,
Nuszkiewicz R.: Uparci.
Rozmus W.: W oddziałach partyzanckich i batalionie „Skała”.

Wróć