Zrzut misji "Freston"

Członkowie misji „Freston” już od 14 października 1944 r. oczekiwali we włoskim Brindisi na rozkaz odlotu. Umieszczono ich w znajdującej się na odludziu willi ,,La Silva" pod Fasano.  Zanim znaleźli się na polskiej ziemi przebywali tam ponad dwa miesiące.

Kpt. Antoni Pospieszalski

     W skład misji wchodzili następujący żołnierze: płk Duane Hudson „Bill” (SOE) – dowódca misji, mjr Peter Sooly-Flood (MI-6) – zastępca dowódcy, mjr Peter Kemp, st. sierż. Donald Galbraith – radiooperator, mjr Alan Morgan oraz kpt Anthony Currie – tłumacz. Wyjaśnić musimy, że ostatnią z wymienionych osób był Antoni Nikodem Pospieszalski polski oficer, który miał nie ujawniać swojego pochodzenia i dlatego występował pod angielskim nazwiskiem.
     Odlot do Polski członków misji przewidywano początkowo operacją „Most IV” na lądowisko o kryptonimie „Świetlik”. To konspiracyjne lądowisko leżące w odległości 11 km na płd - wschód od Secemina w Obwodzie Włoszczowa. Przylot miał się odbyć samolotem transportowym „Dakota” z załogą polską. Po wyładowaniu misji samolot miał zabrać w drodze powrotnej pięcioosobową ekipę przygotowaną przez Komendę Główną AK. Jednak ze względu na zbyt wczesną zimę i trudne warunki pogodowe oraz i to, że nastąpiło znaczne zagęszczenie terenu odwodowymi oddziałami niemieckimi w pobliżu terenu lądowiska, zdecydowano że misja dostanie się do kraju poprzez zrzut spadochronowy.

     Zdecydowano, że zrzut nastąpi na placówkę zrzutową „Ogórek” (9 km na zachód od Janowa) na terenie Obwodu Częstochowa. Formalnie był to bastion zrzutowy, czyli placówka o większych wymiarach zrzutowiska, gdzie można było przyjmować jednocześnie przerzuty z kilku samolotów.
     Nad całością operacji zrzutowej czuwał Wydział Zrzutów KG AK. Bezpośrednio w terenie odbiorem zrzutu kierował por. Franciszek Makuch „Roman”, oficer zrzutowy Inspektoratu Częstochowskiego, któremu pomagał ppor. Aleksander Szczepański "Kier", w 1944r. Kierownik Referatu Przerzutów Powietrznych Obwodu Częstochowa.

     Zakwaterowaniem misji i jej bezpośrednią ochroną zajął się Komendant Podobwodu, por. Jan Dzitkowski „Drużba”. Miał on do dyspozycji dwa oddziały partyzanckie. Oddział por. Stanisława Wencla „Twardy”, który w tym czasie stanowił 3 kompanię II batalionu 27 pułku piechoty. Kompania ,,Twardego" liczyła w tym czasie około 40 osób, w tym kilku, Anglików - jeńców zbiegłych z niemieckiej niewoli. Drugim odziałem był Oddział Bojowy II batalionu 27 pp dowodzony przez por. Jerzego Kurpińskiego „Ponury”. Oddział złożony był z żołnierzy dotychczasowego II batalionu 27 pp, którzy po demobilizacji w połowie października 1944r. pozostali w lesie. Oddział liczył początkowo ok. 60 żołnierzy, ale w grudniu w lesie pozostało już ok. 20. Prawdopodobnie już w listopadzie bezpośrednie dowodzenie oddziałem przejął dotychczasowy zastępca dowódcy ppor. Stanisław Bączyński ,,Bas" (Kurpiński został urlopowany i odwołany do Częstochowy). W obsłudze zrzutowiska znajdowali się także żołnierze miejscowej konspiracji.
     Informacja o starcie samolotu przekazywana była do oficerów zrzutowych za pomocą określonych melodii nadawanych podczas audycji polskiej sekcji radia BBC. Dla zrzutowiska ,,Ogórek" odpowiednie były piosenki: ,,Wojenko, wojenko" i ,,Z dymem pożarów".

Pierwszy lot

Pierwszy lot z sześcioosobową misją wykonano nocą 21/22 październik 1944r. samolotem  Liberator z polską załogą. Zabrał on na pokład również 2 paczki z ekwipunkiem misji i 12 zasobników. Na trasie lotu od Dunaju do Wisły panowało całkowite zachmurzenie i załoga samolotu nie mogła ustalić swego położenia. Po 10 godzinach lotu powrócono do bazy we Włoszech.

Drugi lot

Drugi lot odbył się 18/19 listopada 1944r. samolotem Liberator, również z załogą polską, na placówkę „Ogórek”. Pilotem był Henryk Jastrzębski, a nawigatorem Stanisław Kleybor. Pogoda na trasie była zła, a noc bezksiężycowa. Nad Jugosławią i Węgrami niebo częściowo pokryte chmurami. Nad Polską panowała mgła, ziemia pokryta śniegiem i niski pułap chmur uniemożliwiał odnalezienie właściwego punktu odniesienia. Samolot znalazł się o godz. 22.10 nad Wisłą na wschód od Krakowa. Jednak nawigator nie mógł ustalić dokładnie swego położenia z powodu złej widoczności, więc zawrócono i lądowano w bazie po 9.45 godzinach lotu (zapisy załogi w dzienniku pokładowym).

Trzeci lot

25/26 grudnia, w Boże Narodzenie, po miesięcznej przerwie wznowiono loty. Na placówkę „Ogórek”, po raz trzeci w operacji „Freston”, leciał Liberator. Na jego pokład załadowano sześcioosobową ekipę misji oraz 3 paczki bagażu osobistego i 14 zasobników. Pilotem był Edmund Ladro, nawigatorem Roman Chmiel. Wyznaczona trasa prowadziła częściowo nad terytorium zajętym przez wojska sowieckie. Nad Adriatykiem piętrzyły się cumulusy, a nad Jugosławią niebo było bezchmurne aż do Karpat. Za Karpatami zaczęły pokazywać się chmury. Samolot ok. godz. 22.00 znalazł się nad Pilicą. Nad bastionem „Ogórek” i placówkami zapasowymi krążył od godz. 22.20 przez godzinę, załoga jednak nie dostrzegła umownych świateł. Samolot powrócił do bazy po 11.40 godzinach lotu.

Czwarty lot

Po raz czwarty, 26/27 grudnia 1944r., z tą samą załogą, co poprzedniej nocy, misja brytyjska poleciała ponownie na bastion „Ogórek”. Na pokład załadowano 15 zasobników i 3 paczki. Tym razem nie poleciał członek misji mjr Alan Morgan, ponieważ ze względu na zły stan zdrowia został odwołany. Pilot E. Lardo wystartował z lotniska Campo  Casale o godz. 16.10. Jako drugi pilot leciał gen. pil. Ludomił Rayski, który po raz drugi asystował Misji.  Od Karpat niebo było częściowo pokryte niskimi chmurami. W rejonie Jędrzejowa trzy reflektory próbowały złapać Liberatora w swój stożek. Nad lądowiskiem niebo było bezchmurne. Pilot dokonał zrzutu w sześciu nalotach w ciągu 19 minut z wysokości ok. 300 m. W pierwszym nalocie ok. 21.02 zrzucił 2 paczki. W drugim, trzy minuty później, zrzucił wszystkie zasobniki i paczkę. W pozostałych czterech nalotach skoczkowie skakali pojedynczo, tylko w piątym nalocie wyskoczyło ich dwóch. Pilot po 9.45 godzinach lądował w bazie. 

Na polskiej ziemi

Zrzut nastąpił na polach na wschód od dworu Bystrzanowice, choć sam kpt. Antoni Pospieszalski błędnie podaje, że miał on miejsce na tzw. Kaczych Błotach (kolonia Huciska wsi Bystrzanowice). Istnieją także rozbieżności co do godziny zrzutu. Zgodnie z dziennikiem pokładowym załogi samolotu rozpoczął się on po godzinie 21, Pospieszalski podaje zaś, że było to godzinę później.

Konstancja i Stanisław Grabkowscy

     Wszystkie paczki i zasobniki zostały zrzucone na cel i odnalezione. Podczas lądowania Hudson i Kemp potłukli się na zamarzniętej ziemi. Pospieszalski, który jak sam podaje wyskoczył zbyt wcześnie, wylądował na polu ok. 900 metrów od pozostałych członków misji. Odnaleźli go Piotr Derka i Łukasz Guła (z Bystrzanowic), którzy byli żołnierzami placówki odbiorczej, i doprowadzili do pozostałych.
     Żołnierze misji zostali doprowadzeni do dworu w Bystrzanowicach, którego ówczesnym dzierżawcą był członek AK Zygmunt Grabkowski (na zdjęciu obok), który podjął wszystkich późną kolacją. Pospieszalski wspomina: „…Przeklinałem sandwicze, którymi opchałem się na zapas w samolocie, gdyż w pobliskim folwarku czekało na nas prawdziwe polskie przyjęcie, befsztyki i monopolowa wódka. Przekonaliśmy się wówczas, że noc pod okupacją była polska. Nasi gospodarze zupełnie nie przejmowali się tym, że w o 5 km odległym Złotym Potoku stało 50 żandarmów, a w Żarkach jakieś 80 SS-manów…”
Tak wyglądało to z punktu widzenia członków misji, którzy nie wiedzieli, że dwór od lat był ostoją partyzantów, a Niemcy, wiedząc o obecności partyzantów w okolicznych lasach prawie nigdy nie opuszczali swoich kwater w nocy.
     Wrażenia płk Hudsona, dowódcy misji, były innej natury. Już na wstępie powiedział: „…Kiedy startowaliśmy (...) żegnała nas polska kompania wojsk regularnych, po wylądowaniu wita nas polska kompania partyzancka. Nie widzę między nimi różnicy.” Wynikało to z faktu, że oddział „Twardego” od długiego czasu umundurowany był w jednolite mundury uszyte ze zdobycznego materiału oraz w berety i peleryny. Żołnierze oddziału „Basa” umundurowani byli zaś w dużym stopniu w angielskie sorty mundurowe uzyskane ze zrzutów.
     W dworku Grabowskiego członkowie misji nie zabawili długo. Posilili się, ogrzali i ruszyli w dalszą drogę pod ochroną oddziałów AK.

     Dopiero po odprawieniu misji z zagrożonego rejonu zrzutowiska nadzorujący operację oficerowie przekazali wiadomość swoim przełożonym o jej wylądowaniu. Ostatecznie dopiero 3 stycznia 1945r. potwierdzono depeszą odbiór zrzutu, informując, że drugi skoczek lądował  900 m. od placówki.

Źródła

Opracowując powyższy materiał korzystaliśmy z następujących materiałów:

Bartelski J. „Czas bitew”,
Borzobohaty W. „Jodła”,
Pospieszalski Antoni: Raport,
Walter-Janke Z.: W Armii Krajowej na Śląsku,
Zeszyty Historyczne, Nr. 161,
Zeszyt Kombatancki, Nr.32.
Strony internetowe:
http://jarwnek.republika.pl/ak5.html

Wróć